O grze BioShock: Infinite trudno było nie słyszeć ponieważ jej premiera była głośnio obwoływana w wielu mediach traktujących o tematyce gier, teraz - gdy emocje już opadły - mogę z czystym sumieniem podsumować swoje doświadczenia w tej interaktywnej wędrówce.


Gra stworzona przez Kevin'a Levine i jego studio Irrational Games w pewnym stopniu nie różni się od poprzednich części mimo tego że dzieje się w innym wymiarze ( wymiary tutaj grają dużą rolę fabularną ). Podsumowując, mamy niezwykłe miasto oraz jego założyciela, niezwykłe dziecko, moce stworzone przez naukę, dużych przeciwników i masę broni. Nie mieliśmy już tego gdzieś? Oczywiście że było! Jednak w nowym BioShocku wszystko zostało "podrasowane". Gracz otrzymuje kontrolę nad Booker'em DeWitt - detektywem agencji Pinkertona który otrzymał za zadanie sprowadzenie niejakiej Elizabeth z latającego miasta Columbia ( niezwykłe dziecko i miasto już mamy ). Oczywiście sprawy się jak zwykle komplikują, założyciel miasta który jest też jego duchowym pasterzem chce nas zabić a my musimy przedzierać się przez fale wrogów takich jak Piromaniacy czy chodzące głowy w puszkach zamiast ciał używając Karabinów Maszynowych, Shotgunów oraz Plazmidów Vigorów. Tak jak w przypadku poprzednich odsłon mogliśmy posługiwać się "mocami" które zmieniały kod genetyczny tutaj posługujemy się jedynie Vigorami - ich pochodzenie zostało tylko krótko napomknięte w jednym audiologu jednak nie wyjaśnia jak powstały i działają - ot, magia. Do dyspozycji mamy osiem specjalnych zdolności, dwie aktywne pomiędzy którymi możemy się szybko przełączać oraz pozostałe w kole decyzyjnym, ich działanie jest różnorodne - od wysyłania stada kruków na rogów po przez ich omamianie aż do przywalenia im w szarży. Jednak moim zdaniem zostały one niezbyt trafnie dobrane, czy może ich używanie jest niezbyt intuicyjne - przykładem jest tutaj Devil's Kiss. Polega on na rzuceniu kuli płomieni która po chwili się detonuje i podpala wrogów, bardziej intuicyjne jest tutaj zastosowanie zwykłego podpalenia czy miotacza płomieni jak to było w przypadku BioShock'a 2. Pisałem o niezbyt dobrym doborze mocy, z początku używanie nowo zdobytych jest frajdą, jednak po czasie i tak wraca się do dwóch, góra trzech sprawdzonych - ja przez całą grę używałem kombinacji Murder of Crows ( wspomniane kruki ) oraz Shock Jockey ( rażenie prądem ). Używanie ich kosztuje odpowiednią ilość Soli, odpowiedników EWY które również są niebieskie - ich powstanie również jest kolejnym tematem owianym tajemnicą w grze. Zmieniła się również koncepcja walki, nosimy przy sobie tylko dwie wybrane bronie, nie posiadamy apteczek ( chociaż w świecie występują i trzeba je znaleźć i użyć ) oraz ataki wrogów nie łechcą już naszego zdrowia bezkarnie - pojawiła się tarcza która ulega regeneracji gdy nie jesteśmy pod ostrzałem.

 Przejdźmy jednak dalej, największą perełką i dumą studia była Elizabeth. Miała ona sprawiać wrażenie żywej, być towarzyszką podczas podróży i pomocą w walce. W pewnym stopniu to osiągnęli. Dziewczyna reaguje na pewne zdarzenia rzucając komentarz, rozmawiając z bohaterem czy wchodząc w interakcję z przedmiotami w świecie. W czasie walki zdolna jest ona do podrzucania nam amunicji, Soli czy apteczek oraz przyzywania z innego wymiaru pewnych obiektów jak wieżyczki, osłony czy też pudła z amunicją. Jest ona jednym z najbardziej "żywych" towarzyszy AI z jakimi przyszło mi się spotkać w swojej karierze gracza. Brakuje mi jednak opcji samodzielnego spytania się Elizabeth jak się czuje czy co sądzi po pokonanym właśnie bossie, często dochodzi do komicznych sytuacji gdzie bohaterka się na nas obraża a po momencie rozmawia jak gdyby nigdy nic.   

 Podsumowując, BioShock: Infinite nie odkrył czegoś nowego, powtarza schematy lekko je dopieszczając - czy jak kto woli, jest po prostu kolejnym BioShock'iem. Z początku przeniesienie akcji w chmury niezbyt mi się podobało, jednak po czasie odkryłem jego uroki. Gra pozostawia gracza z wieloma domysłami na pewne tematy, jednak jest to może zamiar twórców i pewnego rodzaju furtka do zapowiadanych dodatków a i fabuła główna pozwala tutaj na taką możliwość. Nowe dzieło Irrational Games jest godne polecenia, ale czy może pretendować do miana gry roku? Tutaj już zdania mogą być bardzo podzielone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz