Przyznam się bez bicia, nie przeczytałem World War Z autorstwa Max'a Brook'a, jednak gdy zobaczyłem pierwszy trailer jego filmowej adaptacji - dość przypadkowo - pomyślałem że warto było by się przejść. Wiem że istnieje już przesyt żywymi trupami w grach i filmach, ale ja chętnie zapoznaję się z coraz to nowszymi pomysłami wykorzystującymi tą tematykę.
Film opowiada o ex-wojskowym od zadań specjalnych, Gerry'm Lane ( Pitt ) który prowadzi zwykłe życie wraz z żoną i dwójką córek. Jednak jak to zwykle bywa w takich filmach zmuszony jest chronić to co dla niego najbliższe i dlatego zgadza się odszukać szczepionkę na nieumarłą zarazę. Jednak tym co przyćmiewa fabułę są setki ( ! ) zarażonych na ekranie - widać w niektórych sytuacjach sztuczność poruszania się, jednak animatorom należą się brawa za taką kompozycję krajobrazu z animacjami. Co do zombiaków, są one tą wersją która przewija się przez
28 Dni później, agresywne, szybkie i przenoszące zarazę przez ugryzienie. Na początku czuć nawet klimat zagrożenia jednak szybko się ulatnia, są również momenty komiczne oraz idiotyczne - nie dawajcie swoim ukochanym telefonów/krótkofalówek gdy macie zamiar użerać się z nieumarłymi. Film nie jest wybitny, posiada swoje gorsze i lepsze strony, ale to nie dla nich i nie dla fabuły należy go oglądać - tutaj liczy się akcja, i to ona gra tutaj główne skrzypce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz