Dying Light: The Following

http://somuchgaems.blogspot.com/2016/02/dying-light-following_11.html#
Dying Light, gra która wprowadziła trochę świeżości do zgniłego już od jakiegoś czasu tematu żywych trupów. Była ona ciekawym tytułem rozpoczynającym rok 2015, teraz na (prawie) początku nowego daje o sobie przypomnieć w pierwszym tak dużym dodatku, ponownie wprowadzając pewne nowości. Czy warto kolejny raz zmierzyć się z nieumarłymi po zmierzchu?

Podstawowa wersja gry skupiała się na przemierzaniu miasta Harran wykorzystując nabyte zdolności parkour. Dodatek odwraca do góry nogami to czego nauczyliśmy się do tej pory. Zacznijmy jednak od początku. Gracz ponownie wciela się w Kyle'a Crane, który po wydarzeniach z zakończenia Dying Light wyrusza pchany informacją od ocalałego w poszukiwaniu ludzi odpornych na zarazę. Doprowadza go to poza znane miasto na tereny wsi oraz tamy. Nie chcę tutaj spojlerować kolejnych wydarzeń fabularnych, więc poprzestanę na powyższym i prawdopodobnie znanym już zainteresowanym opisie dodatku.

Wspominałem o pewnej nowości, zamiast biegania, rozległe tereny nowej lokacji przemierza się łazikiem o którego podzespoły i bak trzeba dbać  korzystając z paliwa i części porozrzucanych tu i ówdzie samochodów. Części również można wykorzystać do ulepszenia naszej formuły, a za rozwój zdolności związanych z prowadzeniem można wykupić gadżety pozwalające lepiej radzić sobie  z nieumarłymi pieszymi.
  Rozwój naszego pojazdu pod kątem pozbywania się przeszkód strojących nam na drodze jest tutaj bardzo ważny. W pewnych obszarach roi się od zombiaków przez które najlepiej jest się przebić korzystając z zamontowanej klatki elektrycznej czy miotacza ognia. Gadżetów jest tu więcej, od wcześniej wspomnianych, po przez dopalacz aż do możliwości rozrzucenia min.
Jednakże, nie można czuć się całkowicie bezpiecznym. Klatka elektryczna się rozładowuje, lampy UV się przegrzewają a zwykłe szwędacze nadal mogą zadać nam obrażenia gdy stoimy w miejscu. Nie wspominając o Viralach oraz Volatile które mogą wskoczyć nam na maskę, których należy pozbyć się wycieraczkami połączonymi z lewym sierpowym.
Dodatek wprowadza również coś dla graczy z rozwiniętymi postaciami z podstawowego Dying Light, oprócz zwiększania poziomów zwinności czy siły (jeśli wcześniej ich nie wymaksowaliśmy) dostajemy poziomy "Legendy". Są to dodatkowe modyfikatory statystyk zwiększające obrażenia zadawane wybranym typem broni lub skuteczność leczniczą apteczek. Poziomy te zdobywa się dość wolno, i nie wiem czy po przejściu wątku głównego jest sens wbijania kolejnych poziomów. Informacje z samej gry twierdzą że szybciej zwiększa się je na koszmarnym poziomie trudności, jak dla mnie to coś dla masochistów.
  Nowymi miejscami gdzie można poddać swoje umiejętności testowi są Gniazda Przemieńców, Volatile które wychodzą po zmroku, a w których krewnych - Nocnych Łowców można wcielić się w trybie "Be The Zombie" (który został odświeżony w The Following). Tutaj liczy się taktyka i podejście do eliminowania dopiero co tworzących się nocnych pokrak. Wykrycie przez większą liczbę łowców przeważnie kończy się śmiercią. Miejsca te zastępują w pewnym sensie miejsca Kwarantann. Oprócz tego dodani zostali specjalni przeciwnicy posiadający własne imiona, są to po prostu zwykli duzi, ze zwiększoną wytrzymałością - żeby ich pokonać należy się długo pomęczyć samemu lub zagrać w kooperacji. Czy warto? Niezbyt.
Do naszej dyspozycji oddana została nowa zabawka, The Bozak Horde oddawało w ręce gracza łuk, The Following wręcza nam kuszę. Do obu rodzajów broni można wytworzyć różne typy bełtów, wybuchowe, zatruwające czy ogłuszające. W przypadku zwykłych ich wersji, po ponownym zabiciu nieumarłego można niektóre z nich odzyskać. Możemy poczuć się prawie jak Daryl Dixon.   
Ponownie pojawiają się zrzuty zaopatrzenia, do tego dochodzą skrzynie pozostawione przez dwójkę znanych już braci oraz skrzynie wojskowe które można otworzyć wraz z postępami fabularnymi. Dodatkowo, po śmierci naszej postaci odradzamy się w najbliższej ambonie łowieckiej a nie w bezpiecznych strefach, minusem jest to że trzeba ponownie dotrzeć do naszego samochodu stojącego w okolicach naszego zgonu, co w przypadku nocy może być nie lada wyzwaniem. 
The Following posiada swoje momenty, szczególnie kulminacyjne. Szkoda jednak że jest ich tak mało. Jazda łazikiem jest przyjemna, tak samo jak rozjeżdżanie zgnilców, jednak gdzieś tu ginie podstawa tego co czyniło Dying Light tak wyjątkowe - bieganie. Jest tu parę obszarów gdzie można poskakać po dachach, lecz jest ich zdecydowanie za mało. Najlepszym wyjściem w mojej opinii było by kilka większych, zabudowanych lokacji do których należy dostać się poprzez jazdę polami i rozdrożami. Również aby popchnąć fabułę do przodu należy zwrócić na siebie uwagę - co równa się wykonywaniu masy różnych zadań związanych z przynoszeniem/zabijaniem/oczyszczaniem co sztucznie przedłuża rozgrywkę. Jednakże, w ten dodatek grało mi się przyjemnie, lokowanie bełtów w czaszkach przeciwników, jazda łazikiem i porażanie prądem potrąconych zombie sprawiało mi masę frajdy (czy czyni to już ze mnie psychopatę? Mam nadzieję że nie). Ci, którzy spędzili czas w Harranie mogą powrócić do gry odwiedzając nową lokację i wyciągnąć z tego przyjemność, tym którzy usłyszeli dopiero o Dying Light polecam zainteresowanie się wersją rozszerzoną która zawiera podstawową wersję oraz dodatki. Poland can into gaems!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz