Dawno temu opisywałem swoje wrażenia z gry która nosi nazwę BioShock:Infinite, doczekała się ona jednego dość marnego rozszerzenia oraz takiego które połechtało fanów pierwowzoru, jednak ze względu na opowiadanie historii z perspektywy dwóch bohaterów zostało ono podzielone.

 Tym razem zajmę się drugą częścią dodatku Burial at sea. Czy ponowny powrót do Rapture okaże się przyjemny?

 Pierwszą część dodatku obserwujemy z perspektywy Bookera będącego detektywem w Rapture, który za namową Elizabeth zgadza się na poszukiwanie dziewczynki imieniem Sully. Druga część zaczyna się (prawie) tam gdzie skończyła pierwsza, i od razu traktuje nas - z angielskiego - mindfuckiem, jest to też zabieg zmieniający trochę mechanikę gry. Elizabeth będąc kobietą (nie umniejszając oczywiście) nie ma aż tyle siły co były żołnierz Booker i każde podejście do walki może zakończyć się śmiercią. Wprowadzono więc prosty system skradania - wrogowie posiadają nad głową "pioruny" które w zależności od naszej widoczności wypełniają się żółtym lub czerwonym kolorem (domyślcie się co każdy oznacza), jednak nasza bohaterka nie jest aż taka bezbronna, możemy posiadać ze sobą broń - jednak bez znacznej liczby amunicji. Warto tu wspomnieć o nowej "zabawce" jaką jest kusza posiadająca różne rodzaje bełtów - zwykłe usypiające, gazowe pozwalające na uśpienie większej liczby przeciwników oraz dźwiękowe które zwracają uwagę przeciwników, jednak najpierw trzeba je zdobyć przez otwarcie zamków wytrychem. Wspomniane wcześniej otwieranie zamków odbywa się teraz po przez minigrę polegającą na naciśnięciu odpowiedniej zapadki - zwykłej, niebieskiej (dającej wspomniane bełty) lub czerwonej która otworzy drzwi lecz włączy alarm.

Dodatek jest też w pewien sposób otwarty, pozwala na swobodne przemieszczanie się po lokacji, z tym jest związany również pewien problem - rozumiem że skradanie się jest trudne przez co wprowadza to pewną dozę emocji gdy przypadkiem zauważy nas przeciwnik i musimy uciekać, lecz gdy uda nam się przeeksplorować całą lokację i przypadkiem wpadniemy na przeciwnika co zakończy się śmiercią - zostaniemy cofnięci - dość bardzo - w czasie, do ostatniego punktu kontrolnego. Powinienem tu wspomnieć o braku autoregeneracji i apteczkach które należy użyć kiedy je znajdziemy, powrócono tutaj do apteczek noszonych ze sobą (maksymalnie pięć) które można użyć w każdej chwili. Jednakże w uniknięciu konfrontacji, lub gdy już nastąpi możemy liczyć na dwa nowe Plazmidy - Peeping Tom który pozwala stać się niewidzialnym oraz widzieć przez ściany przeciwników oraz przedmioty i Ironsides który na krótką chwilę tworzy tarczę "łapiącą" wystrzeliwane w nas kule oraz dodające je nam do magazynka.

 Umieszczono tutaj wiele nawiązań do pierwszej części BioShock'a, i ku mojej rozpaczy pominięto drugą część. Wyjaśniają wiele rzeczy, a niektóre powodują powrót wspomnień - po podniesieniu i włączeniu audiologa z gabinetu Suchong'a zresetowałęm punkt kontrolny (na prawdę lubię psy). Czy warto? Pewnie że tak, głównie ze względu na darmowość gdy ktoś kupił z nieużywanym season pass'em, ci których ominęła pierwsza część poczują jeszcze większy zawrót głowy a niektóre zdarzenia wydadzą się niedorzeczne, jednak jest to bardzo dobry dodatek który świetnie wpisuje się w świat wykreowany przez Levine'a i jego zespół.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz